#104
Z Volantesami jestem związana od paru miesięcy, za to z muzyką, całe życie. <3
Jako mały brzdąc rwałam się do śpiewania, udając, że pilot jest mikrofonem, a miliony pluszaków i lalek w pokoju widownią 😛 Potem zakomunikowałam rodzicom, że chcę grać na instrumencie, więc w wieku 7 lat rozpoczęłam moją przygodę z Panem Fortepianem. 🎹 Trwała ona wcale nie tak mało, bo 12 lat. Kończąc szkołę muzyczną stwierdziłam, że pora rozpocząć nowy etap życia i spełnić kolejne marzenie – tak oto – uczę się na politechnice projektować domy, jako przyszła (miejmy nadzieję) pani architekt, a w wolnej chwili bawię się w artystę-malarza-akrobatę, wylewając odrobinę wyobraźni na płótno, czasami też podłogę lub ścianę 😀 Niestety rozstania nie bywają łatwe, a przez brak muzyki dostawałam dosłownie świra (spytajcie moich współlokarotów, jeśli nie wierzycie). Aby nie wylądować podczas pierwszego semestru w wariatkowie – postanowiłam działać. Moim oczom ukazało się lekarstwo – Volantesi. Lekarstwo nie tylko w przenośni, ale i dosłownie. Tak oto zaczęłam swoją przygodę z chórem, który oprócz pięknych konsonansów (chyba, że współczecha – wtedy piękniejszych inaczej) dostarcza mi ton śmiechu i dziesiątki godzin spędzonych z świetymi ludźmi. <3